Jedenastki to cały czas znakomitość polskiej sceny hardcore, ale właśnie wtedy, na przełomie wieków (ha, ha), przeżywali swój pionierski okres prosperity. To był ich drugi album, nagrany w 1999 roku w Szwecji... Zabrzmiał tak, że trampki same spadały z nóg, a kawałki miażdżyły szybkością, mocą i co tu ukrywać - wpadały w ucho. Złotowski hardcore zaprawiony wtedy jeszcze delikatnie kilkoma procentami punk rocka, plus znakomite polskie teksty, plus ten szorstki, przyjęty na początku trochę nieufnie, wokal, to było jedno z największych wydarzeń ówczesnego polskiego hardcore/punka. Bez tej płyty polska scena hardcore pewnie wciąż byłaby w lesie. A mnie osobiście każdy z tych 17 numerów jara tak samo jak 13 (!!!) lat temu :).