W „kalifornijskim” hardcore/punku, byli zawsze najlepsi w tym kraju . I zdaje się pierwsi. W latach 90-tych, kiedy polską sceną rządził z jednej strony crust, a z drugiej punky reggae, Upside Down wykombinowali coś zupełnie innego. Zaimportowali „amerykański” styl w taki sposób, że choć grali niczym kuzyni NOFX, to słychać też było, że to z polskich ziem odzyskanych orkiestra. W sporej części była to zasługa polskich teksów wokalisty Emasa, któremu najwidoczniej nikt nie powiedział że takiej muzy po naszemu się nie da zaśpiewać, więc śpiewał. A w dodatku pisał doskonałe punkrockowe teksty po polsku. Dowcipne, ale wcale nie takie znowu wesołe. Upside Down nagrali jeśli dobrze liczę 6 premierowych albumów, z których każdy jest zajebisty, ale mój ulubiony to „Do góry nogami”. To była ich trzecia kaseta z 1998 roku, gdzie punkrockowa spontaniczność spotkała fachowość starych wyjadaczy. To bolesne niedopatrzenie, ale nigdy żadna płyta tej kapeli nie wylądowała na winylu. No to niech przynajmniej „Do góry nogami” (20 lat po premierze!) zakręci się na czarnym krążku. W oczekiwaniu oczywiście na jakiś reunion albo i nową płytę… nakład około 200 sztuk!